poniedziałek, 28 listopada 2016

Rozdział 3. Nie potrzebuje niańki!

Perspektywa Anabel
Jechałam sobie jedną z lodowych ścieżek, którą otaczały pnącza układające się w okrągłe sklepianie. Wyczuwałam czyjąś obecność. Dobrze wiedziałam, że to Kastiel. Jego woda kolońska śmierdziała na kilometr. Chodź zapach miała ładny! Ten chłopak jest nie do wytrzymania, a znam go zaledwie dwadzieścia minut. Gdybym nie znała Lysia pomyślała bym, że bierze leki na uspokojenie by go nie udusić. Ja też jestem raczej spokojna. Znaczy nie lubię długich dyskusji, a  mój ton jest prawie zawsze opanowany, ale dokopać to ja umiem. To jedyne chyba co wyniosłam z domu dobrego no i prawo jazdy. Zatrzymałam się na końcu trasy. Stałam przed ławką otoczoną  łukiem zaśnieżonych gałęzi. Nagle coś mocno we mnie uderzyło. Syknęłam i wygięłam się opierając się kolanami o przymrożone deski. Nagle zostałam złapana za nadgarstek i obrócona w tamtą stronę. Ujrzałam czerwonowłosego.
- Mogę wiedzieć co ty wyprawiasz? - jak zwykle byłam opanowana
On nic nie powiedział tylko do mnie podszedł o krok bliżej tak, że nasz ciała dzieliły centymetry. Odruchowo się cofnęłam. Niestety wpadłam na ławkę. Jakże delikatnym ruchem zostałam na niej usadzona. Nie trwało to długo ponieważ już po chwili leżałam na niej, a Kastiel nade mną mocno ściskając moje nadgarstki. Ból pleców po prostu mnie przeszywał. A co do sytuacji w jakiej się znalazła, a chyba wiadome jest, że do najprzyjemniejszych ona nie należała. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi. Chciał tylko wywołać mój strach lub podniecenie. To pierwsze na miejscu każdej innej był by prawidłowe, a drugie obrzydliwe. Ja patrzyłam na niego jak na idiotę.Z drugiej strony cieszyłam się mimo, że jestem siostrą jego przyjaciela nie sprawia, że ma jakiekolwiek skrupuły. Dzięki temu wiem jaki jest naprawdę.
- I co teraz wierzysz w to, że jestem chamem? - jego ciepły oddech na mojej zmarzniętej szyi sprawił, że zatrzęsłam się z zimna.
- I prostakiem! - uśmiechnęłam się zadziornie mimo tego, że miałam się ochotę rozpłakać  Okropny ból nie dawał mi spokoju,a nadgarstki zaczynały pobolewać więc wykorzystałam minute jego nie uwagi i kopnęłam go kolanem w krocze. Był tak zdezorientowany moim ciosem, że aż spadł i walnął twarzą w śnieg.
- J.. p.e.d.l! - warczał coś, ale puszysta warstw skutecznie tłumiła jego krzyk.
 Wstałam, otrzepałam się i powolnym ruchem pokierowałam się na plac. Zobaczyłam tam Rozalię, która niepewnie sunęła do przodu i Lysia, który był tuż za nią gotowy by ją złapać. Uśmiechnęłam się pod nosem. Dokładnie tak wyglądała nasza pierwsza lekcja tylko, że było na odwrót. To on się uczył. Podjechałam do nich.
- Hej! - uśmiechnęłam się ciepło
- Cześć! gdzie Kas? - Lysiek obejrzał się za przyjacielem
- Nie mam pojęcia - wzruszyłam ramionami
- Tu taj! - usłyszałam za plecami. Po jego tonie można było wywnioskować, że szczęśliwy to on nie jest.
Naglę jego telefon zadzwonił. Odszedł kawałek i zaczął kląć. Gdy już skończył się wyżywać na drzewie do którego dopadł zaraz po zakończeniu rozmowy wrócił do nas.
- Lys mogę u ciebie nocować? - popatrzyła na mojego brata błagalnie
- Tak jasne, a co się stało? - zmartwił się białowłosy
 - Mój genialny braciszek postanowił mnie odwiedzić - jego sarkazm nawet głuchy by wyczuł 
- Spoko tylko spisz u Lysia lub na kanapie, bo ja idę do gościnnego! - wtrąciłam 
- Nie wolisz żebym spał z tobą? - pytał z cwanym uśmiechem za co został zabity wzrokiem przez mojego brata. Kurwa serio?!
- Pff... daruj sobie! - parsknęłam śmiechem. Mimo tego, że nie pałam do niego sympatią to jego sarkastyczny humor i aluzję mnie śmieszą. Ma czasami wrażenie, że jest tak naiwny na jakiego wygląda. I nie przeszkadza mi fakt, że dopiero się poznaliśmy!
Robiło się już późnawo więc postanowiliśmy się zbierać. Po jakichś piętnastu minutach byliśmy już w domu, w którym czekał na nas Leo.
- Hej! - krzyknęliśmy z przedpokoju 
Z za rogu wyłoniła się czarnowłosy w różowym fartuszku
- Jak wam się podoba moja kreacja? - okręcił się wokół w własnej osi
- Wspaniale tylko jest jeden problem ty nie umiesz gotować! - popatrzyłam na niego z politowaniem 
- Dlatego uszyłem go dla ciebie! - podał mi swoje dzieło
- Ludzie co wy jedliście jak mnie nie było!? - spytałam oburzona
- Pizze? - odparł. Klepnęłam się w czoło
- Nie przejmuj się! Tam i tak nic nie ma! - wtrącił czerwonowłosy ze swoim chamskim uśmiechem 
- Może i tak, ale  przynajmniej mojego mózgu nie zżarł czerwony rozpuszczalnik - jak zawsze z pełną powagą - Masz! W tym na pewno nie będę gotować - oddałam materiał bratu i pokierowałam się do kuchni. Postanowiłam zrobić pizza nutella z serkiem mascarpone i truskawkami. Zajmie mi to trochę! Jednak nie minęło dwadzieścia minut, a już ktoś mi przeszkodził.
- Szybciej głodny jestem! - krzyknął Kastiel
- Masz dwa wyjścia albo zamkniesz mordę i cierpliwie poczekasz albo jesz odpadki! - odkrzyknęłam mu ze spokojem spokojem w głosie 
- I śpisz na wycieraczce! - dodał Leo
Nie odezwał się więcej. Gdy "danie"  było gotowe zaniosłam je do salonu. Zjedliśmy śmiejąc się do rozpuku. Potem Roza musiała iść, bo mama po prosiła ją o pomoc.  My oglądaliśmy jakiś denny horror, a raczej horrororomans. Kastiel i Lysiek wypili ze dwa piwa i poszli "grzecznie" spać. Ja zamknęłam się w pokoju i usiadłam na łóżku wpatrując się w otwarte okno. Ten widok tak bardzo przypomina mi tą feralną noc...
- Mogę wejść? - drzwi się lekko uchyliły i stanął w nich mój starszy brat.
Kiwnęłam głową.
- Czemu tak siedzisz? Przeziębisz się! - zamknął okno  
- Wiesz, że za wami tęskniłam? - spojrzałam na niego
- My za tobą też - objął mnie w pasie, ale dotknął siniaka na plecach, którego zyskałam podczas jednej z awantur. Syknęłam.  Mówiłam, że ojciec mnie nie bił, ale to raczej chodziło o ciosy w twarz! Często w nerwach popchną mnie na jakiś mebel, kopnął czy szarpnął za włosy. - An co ci jest? - spytał zaniepokojony 
- To nic... - nie zdążyłam dokończyć, bo czarnowłosy podwinął moją koszulę na wysokość łopatek.
- Jak? - jęknął przyglądając się moim sinym śladom.
- To stało się dzień przed moim przyjazdem. Był wściekły jak zawsze, a do tego upity. Zaczął na mnie krzyczeć wyzywać, ale kiedy wspomniał o was byłam wściekła! Powiedziałam co o nim myślę, a on złapał mnie za włosy i mocno pchnął na kredens, ale po p-otem uderzył mnie w twarz.  Nie wytrzymałam! Czułam jakby ktoś odebrał mi całą godność! - na samo wspomnienie o tym wywoływało u mnie złość. Leo złapał mnie delikatnie za podbródek.
- Anabel twoja godność to nie coś co można dawać i odbierać. Jesteś najsilniejszą i najodważniejszą dziewczyną jaką w swoim życiu spotkałem i jestem dumny z tego, że to właśnie ja jestem twoim bratem. Zawsze będę przy tobie. Nie wyobrażasz sobie jaki ból zadałem sam sobie zostawi zostawiając cię tam! I nie wmawiaj mi, że to litość, bo to nieprawda. Uczucie jakim cię darzymy z Lysandrem to miłość! M-i-ł-o-ś-ć! Pamiętasz co mówiła mama: ,, Nieustająca, wieczna, stała" - patrzył mi prosto w oczy, a po moich policzkach spływały łzy. Mocno wtuliłam się w jego tors. Rzadko daje upust emocją zazwyczaj tłumie je w sobie, ale przy nim i przy Lysiu nie muszę! Oni mnie wspierają nie ważne co by się stało! 
Gdy się już trochę uspokoiłam popatrzyłam na niego z czułością. Posłał mi ciepły uśmiech i wstał - idę po maść i bandaże, a jutro po szkole Lysander zabierze cię do lekarza - już chciał wyjść, ale go powstrzymałam
- Czemu nie mogę iść sama?! - zrobiłam minę obrażonego dziecka
- Bo znając ciebie po dobroci nie pójdziesz! - skrzywił się na tą myśl i zniknął za drzwiami. Gdy wrócił dokładnie mnie opatrzył. 
- Dobranoc! - pocałował mnie w czoło i wrócił do siebie.
Też postanowiłam się położyć. 
Rano obudziły mnie promienie słońca. Niechętnie wygramoliłam się z cieplutkiego łóżeczka i poczłapałam do kuchni. Ku mojemu zdziwieniu stał w niej Kastiel i buszował w lodówce.
- Dzień dobry.. - powiedziałam niepewnie
- O siema! Dobrze, że wstałaś, bo musimy pogadać - odwrócił się w moją stronę
- O czym? - zdziwiłam się
- O tej małej wpadce w parku - mruknął, ale kącik jego ust był lekko uniesiony 
- Nie rozumiem - popatrzył na mnie jak na idiotkę 
- No wiesz myślałem, że pierwsze co zrobisz to polecisz do Lysa i opowiesz mu, że jestem pieprzonym gwałcicielem! - skrzywił się w grymasie.
Oddychaj, oddychaj! Nie nie wytrzymam!
Chwyciłam go mocno za kołnierz i pociągnęłam w dół tak by nasze twarze były na tej samej wysokości.
- Posłuchaj mnie  uważnie gnojku! Nie znasz mnie i prawdopodobnie nigdy nie poznasz! Jestem dorosła i nie potrzebuje niańki! Umiem o siebie zadbać! A mojego brata w to nie mieszaj! To co się dzieje między nami zostaje między nami! - warknęłam. Po czym zadzwonił dzwonek więc poszłam otworzyć. Zobaczyłam tam chłopaka z czarnymi włosami. Na mój widok uśmiechnął się uwodzicielsko. Skrzywiłam się i dyskretnie obciągnęłam moją koszulę tak by zakrywała trochę więcej moich ud.
- Słucham? - przybrałam obojętny ton      
- Niestety chyba pomyliłem adresy - westchnął sztucznie ciągle wpatrując się w mój biust
- Nie sądzę. Kogo szukasz? - starałam się na tyle zwrócić na mnie uwagę, by patrzył mi w twarz.
- Brata - tym razem rzeczywiście nie był zadowolony. 
Ta mogłam się domyśleć! Widocznie u nich to rodzinne!
- Kastiel rusz tu swój zkacowany tyłek!- krzyknęłam w stronę kuchni.
Chłopak wychylił się za rogu. Złapał się za głowę.
- Raz nie mam kaca, a po drugie czego się drze... - zamarł gdy zobaczył swojego brata
- To ja was zostawiam - minęłam go lekko potrącając.
Trzeba by się ogarnąć, zmienić opatrunki, obudzić tych leniów i zrobić śniadanie!

Perspektywa Kastiela 

Byłem w szoku po tym co mi powiedziała. Ta dziewczyna to wielka zagadka! Jest trochę jak tykająca bomba! Nigdy nie wiesz kiedy wybuchnie! 
 Natomiast gdy zobaczyłem Jackoba byłem wściekły. Posłałem mu spojrzenie mówiące ,, Co ty kurwa odpierdalasz", ale ten nie raczył nawet na mnie spojrzeć, bo pożerał wzrokiem uda i pośladki siwej. ,, No ja pierdole wiem, że hojnie ją matka natura obdarzyła, ale mógł by się opanować. Ona nie jest głupia i jak znam, życie to w jakiś uprzejmy sposób poinformowała go, że wolały by przy rozmowie z nią patrzył jej w twarz. Jednak mój brat to nie dorobiony złamas i nie dociera do niego nic prócz imprez, dziwek i alkoholu. Gdy białowłosa zniknęła za drzwiami Lysia szybko podszedłem do tego psychola i już miałem mu wygarnąć.
- Ty stary, co to za mała? - zrobił minę pedofila   
- Jeśli nie chcesz dostać od niej i od Lysa po mordzie to dobrze ci radzę nie zbliżaj się! - warknąłem 
- A co? To jego panna? - zadrwił 
- Nie pojebie! Siostra! I jeśli mieć z czym chodzić do swojej dupy to nie zaczynaj z nią! - mimo złości wizja mojego brata skulonego tak jak ja wczoraj to przyjemny widok
- Bo co mi zrobi taka mała dziewczynka? -prychnął z kpiną
- Oj wiele, a ja ci poprawię! - zaśmiałem się i trzasnąłem drzwiami.
Moje relacja z bratem nie są najlepsze! Ale to nie dlatego jej broniłem. Fakt ogólnie nie traktuje moich prywatnych prostytutek, (bo tylko tak można moje związki nazwać) zbyt poważnie, ale mam szacunek do kobiet. Zwłaszcza do takich, które w pełni na niego zasługują. Jestem chamski, ale nigdy obleśny. Nie przymuszam do  niczego siłą. Zresztą nie muszę.
Po moim krótkim monologu poszedłem do kuchni.  Było tam białe rodzeństwo. Dyskutowali o czymś. Nawet mnie nie zauważyli więc powoli wycofałem się do tyłu.
- I jak się czujesz? - usłyszałem zatroskany głos przyjaciela.
- Lepiej! Leo dramatyzuje jestem pewna, że nie trzeba... -  nie dał jej dokończyć
- Nie ma mowy! Pójdziesz do lekarza i koniec kropka! - jak on to robi jest surowy, ale i opanowany.
- Nie traktuj mnie jak dziecka! - już chciała wyjść, ale chwycił ją za nadgarstek
- Przepraszam ! Ale po prostu się o ciebie martwię!  Jesteś moją siostrą kocham cię i nie chcę drugi raz stracić! - jego głos zaczął się łamać
Łał oni naprawdę się kochają! Niby bliźnięta, a tyle ich różni! Ona wybuchowa, on spokojny, a jednak zawsze są w stanie się porozumieć! 
- Nie stracisz! - mocno go przytuliła
- Siema! - gdy mnie zobaczyli odsunęli się od siebie.
- No nareszcie! Idź się ubierz i chodź na śniadanie! - powiedziała to tonem nie znoszącego sprzeciwu.
- A nie wolisz, żebym został tak? - spytałem ze swoim firmowym uśmiechem.
- Wolę żeby zawartość mojego żołądka tam została! - odpowiedziałam mi tym samym i rzuciła we mnie ścierką. 
Zrobiłem smutną minkę w i wykonałem jej polecenie.

Perspektywa Anabel

 Ugotowałam tym ciołkom śniadanie i poszłam się ogarnąć. Wzięłam szybki prysznic. Włosy zostawiłam rozpuszczona. Nie układałam też grzywki więc ta zakrywała mi lewe oko. Wyszłam z łazienki i otworzył szafę, którą przygotował mi Leoś i wyjęłam z  niej  bluzkę spodnie. Włożyłam glany, zapięłam wisiorek, szybko się pomalowałam i spakowałam do czarnego plecaka piórnik, szkicownik i zeszyt, bo chociaż miałam podręczniki to nie chciało mi się wszystkich nieść. Kiedy byłam już gotowa zbiegłam na dół. 
- Idziemy? - uśmiechnęłam się do bandy
- Nie jesz śniadania? - zmartwił się Lysio
- Nie jestem głodna! - ucięłam temat i poszłam ubrać kurtkę. - Jak się szkoła w ogóle nazywa? - odwróciłam się w stronę brata
- Słodki Amoris - odpowiedział 
- To nazwa szkoły czy domu publicznego? -uniosłam brew. Moje pytanie sprawiło, że czerwonowłosy miał napad niepohamowanego śmiechu, a białowłosy strzelił sobie facepalm  Ich reakcje można określić pewnym mądrym stwierdzeniem ,, Ze skrajności e skrajność"
Do szkoły dotarliśmy po piętnastu minutach. Był to różowy kolos!
- Wiesz gdyby nie to, że to jedyne liceum w tym mieście to chyba bym porządnie jebła Leo w ten pusty łeb za to, że nas tu zapisał! - mruknęłam niezadowolona
- Ale skąd ty wiesz, że to jedyna szkoła w tym mieście? - popatrzyli na mnie podejrzliwie
- Oświecił mnie... - nie dane mi było dokończyć
- Hej Lysander szukałem cię.... - Kentin zamarł gdy mnie zobaczył..  
 *
Siemasz ludzie! Dziś ogłoszenia parafialne prowadzę ja! Wasz ukochany buntownik, ponieważ nasza droga podła małpa (zwana też autorką) jest bardzo zajęta! Czyli w skrócie: siedzi u tego geeka (zwanego jej chłopakiem) i napierdala w GTA co chwilę się z nim kłócąc. Zajebiście co nie!? W każdym razie co my tu mamy.... Aha! Czytajcie i komentujcie jeśli chcecie się dowiedzieć co jeszcze odpierdolimy! Druga informacja jest tak, że w mikołajki pojawi się coś w stylu dyskusji...  Nie będzie to rozdział i nie będzie miał nic wspólnego z historią. Można to nazwać burzliwą wymianą zdań ( czytaj:  awanturą) gdzie poruszymy wiele ciekawych tematów! Ta coś czuję, że będzie beka! I to chyba wszystko...
A nie! Do 18 grudnia będzie trwała ankieta związana z prezentem na gwiazdkę! Ma to byś on- shot oparty na scenie +18. Choć nie wiem po co skoro i tak wszyscy tego chcą. Nasi czytelnicy to zboki co jest jak najbardziej poprawne jeśli chcesz to czytać!
 A jak już jesteśmy w temacie +18! Jeśli ktoś nie jest przekonany co do swojego wyboru to mam dla was lekki przedsmak 
- Ej co to ma być kurwa! 
- Hej Kazik fajne bokserki!
- A chcesz zobaczyć mnie bez nich?
- Nie, bo będziesz miał depresję!
- Jeszcze zobaczymy kotku!
- Nie nazywaj mnie tak jeśli nie chcesz mieć problemów z założeniem gaci!
I to tak spędzicie z nami mikołajki! Do zobaczenie!

   

środa, 23 listopada 2016

Rozdział 2. Nie przekonałeś mnie!

Weszliśmy do środka. Moim oczom ulazło się piękne mieszkanie.
Rozsiedliśmy się na wygodnej kanapie w salonie i zaczęliśmy rozmawiać. Śmialiśmy się, płakaliśmy i wspominaliśmy stare czasy. Ominęliśmy temat jak się tu znalazłam, bowiem zawsze rozumieliśmy się bez słów. Zresztą nie potrzebowali wyjaśnień po prostu cieszyli się, że jestem. Opowiedzieli mi jak wyglądało ich życie przez te lata. Byłam pod wrażeniem tego do czego doszli. Spełniali marzenia i realizowali się w tym co sprawiało im radość. Byli szczęśliwi odnaleźli swoje połówki, ale w ich sercach była pustka, którą wypełniłam ja! Usnęliśmy tak koło dziewiątej, ale nikomu to nie przeszkadzało, bo przecież była niedziela. Mi jednak nie było dane pospać dłużej niż trzy godziny, bo rozległ się dzwonek do drzwi. Czemu to ja w tej rodzinie jako jedyna mam czujny sen? Pewnie nigdy się nie dowiem... Wyswobodziłam z stalowego uścisku braci i leniwie powlekłam się do drzwi by je otworzyć. Stała w nich dziewczyna o białych włosach. Gdy mnie zobaczyła zrobiła zszokowaną minę i stanęła jak wryta.
- Kim jesteś i co tu robisz?! - wysyczał przez zęby
- Cóż mogła bym zapytać cię o to samo - odparłam spokojnie i podrapałam się pogłowie.
- Jestem dziewczyną Leo! - odparła dumnie
- Ach rozumiem! Wejdź proszę! - odsunęłam się, a dziewczyna pewnie weszła do holu i zdjęła kozaki, płaszcz i czapkę.
- Leoś! Roza przyszła! - krzyknęłam wchodząc do kuchni - na pijesz się czegoś? - białowłosa spojrzała na mnie z niedowierzaniem, a mnie olśniło: Przecież ona nie wie kim jestem! Strzeliłam w myślach facepalm i wyciągnęłam w jej kierunku rękę - Przepraszam kompletnie zapomniałam. Jestem Anabel! - znów na jej twarzy pojawił się szok.
Do kuchni wszedł zaspany Leo
- Cześć kochanie!  - przytulił osłupiałą dziewczynę od tyłu - widzę, że zdążyłaś już poznać moją siostrę! - mrugnął do mnie
- Wybacz ja nie wiedziałam... - powiedziała lekko zażenowana 
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się do niej ciepło. Odwzajemniła gest.
- Anabel ten śpioch nie chce wstać! Zrób coś!  - poskarżył się Leoś 
- Och co ja z wami mam! - westchnęłam teatralnie co wywołało u nich śmich - A teraz patrzy i się ucz - wychyliłam się z rogu - LYSIEK PO DOMU BIEGA MAŁY, BIAŁY, PUSZYSTY KRÓLIK!! - wydarłam się na całe gardło. Białowłosy już po minucie wbiegł do pomieszczenia.
 - Co? Gdzie? Jak? - miotał się we wszystkie strony jak opętany. Cała nasz trójka zaczęła skręcać się ze śmiechu. - Bardzo śmieszne! - fuknął lekko poirytowany.
- Oj już nie fochaj się już, bo nie dostaniesz naleśników! - na jego twarzy pojawił się banan - Rozo zjesz z nami śniadanie? - odwróciłam się w stronę dziewczyny.
- To raczej pora obiadowa! - spojrzała z politowaniem na tych dwóch
- Czepiasz się szczegółów! - machnęłam ręką i zabrałam się za przygotowanie posiłku. 
Gdy już z kończyłam postawiłam przed nim talerz pełen jadła. Rzucili się na nie jak wygłodniałe bestie.
- Kiedy przyjechałaś? - spytała Roza z pełną buzią
- Jakieś cztery godziny temu... - spojrzałam na zegarek 
- Dobra dzieci ja idę załatwić sprawy twojego przeniesienia, a w nie rozwalcie domu! - Leo wstał od stołu i włożył talerz do zlewu.
- Powiedział ten cp brata nie umie obudzi! - burknęłam i skuliłam się na krześle z obrażoną miną.
Czarnowłosy tylko się zaśmiał, poczochrał mnie po włosach i wyszedł z pomieszczenia.
- No to co robimy? - spytała Rozalia
- Może pójdziemy na łyżwy? - zaproponowałam 
- Świetny pomysł! - zachwyciła się białowłosa
- Dobrze tylko najpierw pójdziemy do Kastiela umówiłem się z nim, że dziś obgadamy sprawę prób  - odparł spokojnie Lysio
- Kto to Kastiel? - zdziwiłem 
- A taki gbur pałętający się po naszej szkole! - Rozalia zmarszczyła brwi. No cóż widać, że za nim nie przepada! Z drugiej strony skoro Lysander go lubi to... A racja mój brat ma dziwny gust!
- I mój najlepszy przyjaciel! - dodał białowłosy z uśmiechem.  Ciekawie się zapowiada nie powiem...
- Okej to ja pójdę po łyżwy! - podniosłam się. 
- Wzięłaś je ze sobą? - popatrzył na mnie z niedowierzaniem
- Lys ja prędzej nie wzięła bym ubrań niż ich! - podeszłam do mojego plecaka i zaczęłam w nim szperać. Po chwili wyjęłam z niego parę łyżew  
- Są piękne! - zachwyciła się Roza
- Należały do mojej mamy - uśmiechnęłam się smutno - Dobra ja i Lyś idziemy się ogarnąć! - razem z białowłosym wyszliśmy z pomieszczenia. Na kanapie leżały ciuchy ( bluzka i spodnie) i karteczka 
,, Załóż
Leo<3"
 Wzięłam rzeczy i poszłam do łazienki po drodze łapiąc kosmetyczkę i bieliznę.
Umyłam zęby, wzięłam pięciominutowy prysznic, włosy związałam w luźnego warkocz i zrobiłam co dzienny makijaż ( kreska i czerwone usta). Ubrałam się w to co naszykował mi brat i zdjęłam soczewki. Tu nie muszę ukrywać moich oczu! po czym wyszłam z łazienki.
 - Dobrze, że je zdjęłaś. Wreszcie świat może oglądać twe piękne oczy. - białowłosy pogłaskał mnie po głowie
- Rzeczywiście są niezwykłe!- - Rozali stała już ubrana
My też pokierowaliśmy się do holu. Ubrałam kurtkę i czapkę, a Lysander swój cylinder i płaszcz. Wyszliśmy na zewnątrz. Padał śnieg. Przeszliśmy przez piękny park i po piętnastu minutach staliśmy pod nowoczesnym domem. Lysiek otworzył furtkę i zapukał do drzwi. Po chwili otworzył je czernowłosy chłopak. To musi być cały ten Kastiel...  

Perspektywa Kastiela

Zadzwonił dzwonek do drzwi, więc zrzuciłem z siebie Demona i poszedłem otworzyć. To pewnie Lys...
I miałem rację! Zawsze ją mam! Tyle, że była z nim Rozalia.  Tylko nie rzygnij tęczą!  I jeszcze jedna dziewczyna. Wow! To jedyne co w tym momencie pomyślałem. Miała białe włosy i kolorowe oczy. Od najciemniejszego granatu przez fiolet, aż po róż i pomarańcz przeradzający się pod samą granicą w złocisty.  No, no całkiem, całkiem!
- Siemasz Lys! Co to za laska? - spojrzałem na przyjaciela pytającym wzrokiem. To nie jego dziewczyna, bo on ma tą swoją Elizę!  Przyjrzałem jej się uważnie i zdrętwiałem. Ona i Lys byli jak dwie krople wody! Nie! To nie możliwe! To nie może być ona?! Chyba, że...  Nie dane było mi dokończyć tej złotej myśli.
- To Anabel  moja siostra - powiedział spokojnie mój przyjaciel. Nie kurwa! Znam tą historię i naprawdę jej współczuje, ale z nią nie będzie się dało rozmawia, a co dopiero drażnić! Ja tak nie umiem jestem urodzonym chamem, ale i tak wszystkie panny mnie kochają, no prawie wszystkie. Ale jej będzie przypominało ten dramat! Ta z drugiej strony spodziewałem się pociętego emo ( nie to żebym coś do nich miał)
- Przepraszam nie wiedziałem - okazałem sztuczną skruchę Przepraszanie nie jest w moim stylu, ale muszę być dala niej trochę milszy, bo jeszcze mi się tu rozpłacze.
Dziewczyna podeszła do mnie pewnym krokiem i spojrzała na mnie tymi niezwykłymi ślepiami
- Jeśli jesteś chamem to się tak zachowuj, bo tą gatkom to ty mnie przekonałeś - powiedziała spokojnym i opanowanym tonem, a ja zrobiłem wielkie oczy. Dobra tego to ja się nie spodziewałem! Nigdy nikt nie podważył mojego chamstwa! Oj koniec tej dobroci dziewczynko! Chcesz grać ostro to sobie zagram!
 - Dobra ubieraj się, bo idziemy na łyżwy! - krzyknęła radośnie Roza.
- Przecież ty nie umiesz jeździć. - zmarszczyłem brem 
- To się nauczę! - prychnęła
Westchnąłem ciężko i założyłem buty i kurtkę. Chwaciłem jeszcze sprzęt  i zamknąłem dom Powolnym krokiem ruszyłem przy boku Lysandra. Siwa... A  niech to! Teraz nie będzie wiadomo o kogo chodzi! Zdecydowanie za dużo albinosów w jednym miejscu... 
Więc Rozalia ciągnęła za sobą Anabel zasypując ją tysiącami pytań na, które ta cierpliwie odpowiadała. Postanowiłem się dowiedzieć jak się tu znalazła.
- Jak? - spytałem. Lysander spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ale co? - kiwnąłem głową w stronę dziewczyny - Nie wiem. Pewnie jej coś zrobił, ale to nie ważne. Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy, że ją ! - samotna łza spłynęła mu po policzku.
- Oj wiem stary, wiem. - położyłem mu rękę na ramieniu.
Dotarliśmy na lodowisko, które znajdowało w parku. Roza wypożyczyła łyżwy od jakiegoś dziwnego dziada i weszła na lód. Niestety, a może stety wywaliła się po sekundzie  
- Ej Roza jeśli dobrze pamiętam to na łyżwach się jeździ nogami, a nie tyłkiem! - krzyknąłem uśmiechając się chamsko. Białowłosa prychnęła. 
- Lysiu choć mi pomóc!   - białowłosy tylko westchnął i ślizną w stronę tej łamagi.
 Ja poszedłem do Anabel, która stała na brzegu.
- A ty ślamazaro na co czekasz? - szepnąłem jej do ucha kpiącym tonem. Zdziwił mnie fakt, że nie przeszedł jej żaden dreszcz. Strach lub podniecenia nazywajcie to jak chcecie wiem tylko, że mój oddech powoduje to u wielu dziewczyny! A ta? Zesunęła się na chłodną powierzchnie i z gracją się po niej poruszała. Było to bardzo nietypowe lodowisko, ponieważ w jego skład wchodziły główny plac i lodowe ścieżki, które prowadziły do najróżniejszych zakamarków parku. Był on wielki więc o nie których wiedziałem tylko ja. Skąd? No cóż różne rzeczy z płcią " piękną" tam robiłem. Właśnie jedną z tych dróg podążyła białowłosa. Ruszyłem za nią...        
 Ciąg dalszy nastąpi! 
 
Cześć i czołem! Nie mogłam się powstrzymać! Musiał się pojawić ten napis! 
Widziałam na podglądzie, że tam jedno zdanie jest różowe?! Nie wiem dlaczego!
Przepraszam za moje pesymistyczne zachowanie, ale jak możecie przeczytać w ,, O mnie" taka jestem. Tak na dobrą sprawę to Kazik miał szczęście ( a ja nie :)), że ten róż nie trafił się w jego perspektywie...
- CO Kurwa!
- Uspokój się, bo wywalę się na zbity pysk!
- Nie możesz jestem gwiazdą tego opowiadania!
- Z tego co wiem, a wiem dużo, bo jestem autorką to An jest główną bohaterką!
- Tak, ale to do mnie wzdychają fanki!
- Najpierw musiał byś je mieć!
- Dziewczyny piszcie komentarze i pokażcie tej zołzie jaki jestem zajebisty!
- No tu cię poprę...
- Znaczy zgadzasz się, że jestem zajebisty! 
- W twoich snach!
- Nie! Nie muszę śnić o tym, że mnie kochasz, bo to widać!
- Mrr a więc o czym śnisz?
- O łóżku z taką jedną! - mruga do An
- Wszystko w swoim czasie Kasii! Wszystko w swoim czasie!
- Ej zaraz co! 
- Mhymh
 - Co ty tam mamroczesz?
- Dobra koniec! Kisiel puść An! A was żegnam!  

niedziela, 20 listopada 2016

Rozdział 1. Nie przepraszaj

  
- Można? - czyjś głos sprowadził mnie do świata żywych                                                       Niechętnie odwróciłam się do autora tego pytania. W drzwiach stał wysoki brunet o szafirowych oczach. Był ubrany w spodnie moro, czarną bokserkę i rozpiętą białą koszule.   
Kiwnęłam tylko głową. Nie jestem rozmowna tak jak moi bracia. Nie winka to z nieśmiałości. Raczej z tego, że bardzo często zatapiam się w myślach. Można by pomyśleć, że żyję we własnym świecie. To nie zmienia faktu, że jestem niezwykle pyskata. Nie to co oni! Chodzące oazy spokoju! Przynajmniej tak ich pamiętam... Choć ja potrafiłam wyprowadzić z równowagi.        
 I po raz kolejny mój monolog wewnętrzny przerwano. -
 Dokąd zmierzasz? - spytał nieznajomy uśmiechając się do mnie      
Cóż wygląda całkiem przyjaźnie... W porównaniu do mnie to nawet bardzo...                     Nie chodzi o mój wygląd, bo nie dałam ojcu sobie wmówić, że przez włosy w kolorze stalowego błękitu sięgające za tyłek i czarne oczy jestem jak straszydło. Wyglądam raczej oryginalnie, ale to chyba rodzinne.                                                                                          Lecz po mojej minie było widać, że jestem nieobecna...    
 - Ziemia do niebieskowłosej! - pomachał mi ręką przed oczami, a ja aż się wzdrygnęłam  - Wybacz zamyśliłam się - uśmiechnęłam się przepraszająco                                                - Zauważyłem! - zaśmiał się         
- A więc co mówiłeś? - podrapałam się po karku
- Pytałem jaki jest twój cel podróży! - widocznie bawiła go moja nie uwaga.
- Baking - udzieliłam mu odpowiedzi 
- Ja też! - ucieszył się - a co cię tam sprowadza? 
- Przeprowadzam się - odpowiedziałam krótko 
- Z tym małym plecaczkiem - popatrzył z niedowierzaniem
- To tak trochę nie zaplanowana przeprowadzka - westchnęłam 
- A do kogo się przeprowadzasz? - brnął w temat
- Do braci - lekko posmutniałam 
- Ja nie chciałem... - jęknął                                           
- Nic się nie stało! Po prostu dawno ich nie widziałam - położył mi rękę na ramieniu - To tak jak ja! Nie byłem w  domu od pół roku.  - pocieszył mnie - Tak w ogóle jestem Kentin! - podał mi rękę    
- Anabel - uścisnęłam ją - Piękne imię! - posłał mi piękny uśmiech                                       Rozmawialiśmy przez dłuższy czas. Podczas tej konwersacji mała miejsce moja najdłuższa wypowiedź w życiu. Gdzieś o drugiej usnęłam. Miałam piękny sen. Była w nim mam, Leo, Lysiu i ja! Wszyscy tacy szczęśliwi. Ktoś zaczął mną delikatnie potrząsać. Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam rozpromienioną twarz mojego przyjaciela. Tak nasza relacja to zdecydowanie przyjaźń
- Księżniczko wstajemy! Jesteśmy na miejscu! - jak na rozkaz poderwałam się chwytając bagaż podążyłam za chłopakiem. Spojrzałam jeszcze na zegarek w telefonie   
- Ósma - mruknęłam do siebie 
Wyszliśmy z pociągu i stanęliśmy na peronie. Momentalnie ścisnęło mnie w żołądku.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia co za sobą zrobić. 
- Gdzie mieszkają? - to pytanie było niczym zimny kubeł wody wylany mi na głowę.
- Melow street 53! - spojrzałam na kartkę w kieszeni
- To niedaleko mnie! Chodź podwiozę cię! - zanim zdążyłam zaprotestować pociągnął mnie za rękę. Zapakowaliśmy się do czarnego mercedes. Kentin włączył radio, a ja wyjęłam szkicownik. Postanowiłam narysować jego portret.
- Co robisz? - zdziwił się 
- Rysuje cię! - pokazałam mu kartkę papieru   
- Masz  talent! - pokiwał głową  z aprobatą 
 Po dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się pod śliczną małą kamieniczką w kolorze fioletu. Na parterze znajdował się sklep odzieżowy z piękną wiktoriańską witryną, a na górze dwa średnie mieszkania lub jedno piętrowe. Tak to tu... 
- Do poniedziałku! - przytulił mnie. Nie powiem poczułam się dziwnie. Nikt od dawna mnie nie przytulił. Zdziwiło mnie też to co powiedział. 
- Ale jak to? - zrobiłam zdziwioną minę 
- W tej mieścinie jest tylko jedno liceum! - uśmiechnął się- Rozumiem! - oddałam gest jednak smutno. 
Ile ja bym dała żeby tu zostać do poniedziałku...         
Wysiadłam
- Dziękuje! - krzyknęłam zamykając drzwi 
- Nie ma za co i powodzenia! - krzykną za nim odjechał 
- Przyda się - mruknęłam  przerażona 
Weszłam na klatkę i wbiegłam po schodach na pierwsze piętro. Były tam tylko jedne, potężne, czarne dębowe  drzwi z numerem pięć i nazwiskiem Black. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Gdy już miałam odejść wrota się, a w nich stanął  zabójczo przystojny chłopak z białymi włosami i kolorowymi oczami.
- An - szepnął i mocno mnie przytulił. Pościł mnie i spojrzał mi w oczy.  Za niego wyłonił się Leo, który również mocno mnie objął 
-  Przepraszam, przeprasza, że cię zostawiłem! Chciałem po ciebie wrócić!  Ale gdy się tam zjawiłem on...on cię wywiózł! - jego głos się łamał, a po moich po moich bladych policzkach spływały  łzy.
- Cii nie przepraszaj. To już nie ważne - głaskałam ich po głowach. Wypełniało mnie nie pohamowane szczęście. To uczucie nie do opisania. Odzyskałam braci. Nie zapomnieli o mnie! Kochają mnie! To jedyne czego potrzebuje!    
##################
No cóż ludziska trochę błędów graficznych, ale chyba się rozczytacie! 
Komentarze mile widziane!
Do następnego!






Prolog

Minęły dwa dni. Dwa dni od moich urodzin. Osiemnastych urodzin. Dokładnie trzy lata temu zostałam sama. Sama z skurwysynem zwanym moim ojcem. Nocą z 3 na 4 grudnia zniknęli, a raczej uciekli moi bracia. Nie dziwię im się. Wyzywał ich od dziwaków, starał się ich zniszczyć od środka kpił z ich marzeń, które jego zdaniem były nie dorzeczne! Tak samo było ze mną. Ale dziś miarka się przebrała. Przyzwyczaiłam się do co dziennych awantur, tekstów " Ty gówniaro,, lub " Jak śmiesz smarkulo,, bowiem od dawna nie budziły one we mnie strachu. Lecz  gdy ważył się mnie uderzyć... Przez chwilę stałam kompletnie zszokowana trzymając się za policzek. Gdy już zrozumiałam co się stało głośno trzasnęłam drzwiami do swojego pokoju zamykając je na klucz. Rzuciłam się na łóżko, które trudno było nazwać łóżkiem był to tylko stary stelaż na, którym leżał materac twardy jak kamień. Jednak nie odczułam tego. Po prostu zwinęłam się w kłębek i zaczęłam płakać. Czemu? Bo przypomniało mi się jak ojciec po raz pierwszy i ostatni uderzył Leo. Wtedy też płakałam. Lysander powiedział mi, że wszystko będzie dobrze, a rano...rano już ich nie było. Szybko sięgnęłam po telefon. Kupiłam sobie bilet na pociąg do Baking gdzie mieszkali moi bracia przynajmniej tak mi się wydaje. Próbowałam się z nimi skontaktować, ale ojciec odciął mnie od świata. Jedynym źródłem informacji była Jessica moja przyjaciółka. Będę za nią tęsknić, ale muszę się z tond wyrwać. Spakowałam trochę ciuchów, najpotrzebniejsze kosmetyki, szkicownik, telefon, portfel i dowód do plecaka. Ubrałam glany i kurtkę. Zapięłam jeszcze na szyi złoty wisiorek w kształcie serca, który dostałam od Leo i Lysia.  W środku były nasze zdjęcia, a na zewnętrznej stronie było wygrawerowane ,, Zawsze przy tobie". Spojrzałam na zegar na ścianie wpół do dwunastej, a pociąg mam o północy. Zarzuciłam bagaż na plecy i wyskoczyłam przez okno. Mieszkaliśmy na parterze w obskurnej kamienicy więc nie miałam z tym większego problemu. Na stację dotarłam pięć minut przez czasem. Wsiadłam do pociągu i zaszyłam się w pustym przedziale wpatrując się widok za oknem i wsłuchując w krople deszczu uderzające o szybę           
Jak zareagują gdy mnie zobaczą?    
 @@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@      
Nowy blog! Zmiany! Inna historia! Życzę miłego czytania!