niedziela, 20 listopada 2016

Rozdział 1. Nie przepraszaj

  
- Można? - czyjś głos sprowadził mnie do świata żywych                                                       Niechętnie odwróciłam się do autora tego pytania. W drzwiach stał wysoki brunet o szafirowych oczach. Był ubrany w spodnie moro, czarną bokserkę i rozpiętą białą koszule.   
Kiwnęłam tylko głową. Nie jestem rozmowna tak jak moi bracia. Nie winka to z nieśmiałości. Raczej z tego, że bardzo często zatapiam się w myślach. Można by pomyśleć, że żyję we własnym świecie. To nie zmienia faktu, że jestem niezwykle pyskata. Nie to co oni! Chodzące oazy spokoju! Przynajmniej tak ich pamiętam... Choć ja potrafiłam wyprowadzić z równowagi.        
 I po raz kolejny mój monolog wewnętrzny przerwano. -
 Dokąd zmierzasz? - spytał nieznajomy uśmiechając się do mnie      
Cóż wygląda całkiem przyjaźnie... W porównaniu do mnie to nawet bardzo...                     Nie chodzi o mój wygląd, bo nie dałam ojcu sobie wmówić, że przez włosy w kolorze stalowego błękitu sięgające za tyłek i czarne oczy jestem jak straszydło. Wyglądam raczej oryginalnie, ale to chyba rodzinne.                                                                                          Lecz po mojej minie było widać, że jestem nieobecna...    
 - Ziemia do niebieskowłosej! - pomachał mi ręką przed oczami, a ja aż się wzdrygnęłam  - Wybacz zamyśliłam się - uśmiechnęłam się przepraszająco                                                - Zauważyłem! - zaśmiał się         
- A więc co mówiłeś? - podrapałam się po karku
- Pytałem jaki jest twój cel podróży! - widocznie bawiła go moja nie uwaga.
- Baking - udzieliłam mu odpowiedzi 
- Ja też! - ucieszył się - a co cię tam sprowadza? 
- Przeprowadzam się - odpowiedziałam krótko 
- Z tym małym plecaczkiem - popatrzył z niedowierzaniem
- To tak trochę nie zaplanowana przeprowadzka - westchnęłam 
- A do kogo się przeprowadzasz? - brnął w temat
- Do braci - lekko posmutniałam 
- Ja nie chciałem... - jęknął                                           
- Nic się nie stało! Po prostu dawno ich nie widziałam - położył mi rękę na ramieniu - To tak jak ja! Nie byłem w  domu od pół roku.  - pocieszył mnie - Tak w ogóle jestem Kentin! - podał mi rękę    
- Anabel - uścisnęłam ją - Piękne imię! - posłał mi piękny uśmiech                                       Rozmawialiśmy przez dłuższy czas. Podczas tej konwersacji mała miejsce moja najdłuższa wypowiedź w życiu. Gdzieś o drugiej usnęłam. Miałam piękny sen. Była w nim mam, Leo, Lysiu i ja! Wszyscy tacy szczęśliwi. Ktoś zaczął mną delikatnie potrząsać. Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam rozpromienioną twarz mojego przyjaciela. Tak nasza relacja to zdecydowanie przyjaźń
- Księżniczko wstajemy! Jesteśmy na miejscu! - jak na rozkaz poderwałam się chwytając bagaż podążyłam za chłopakiem. Spojrzałam jeszcze na zegarek w telefonie   
- Ósma - mruknęłam do siebie 
Wyszliśmy z pociągu i stanęliśmy na peronie. Momentalnie ścisnęło mnie w żołądku.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia co za sobą zrobić. 
- Gdzie mieszkają? - to pytanie było niczym zimny kubeł wody wylany mi na głowę.
- Melow street 53! - spojrzałam na kartkę w kieszeni
- To niedaleko mnie! Chodź podwiozę cię! - zanim zdążyłam zaprotestować pociągnął mnie za rękę. Zapakowaliśmy się do czarnego mercedes. Kentin włączył radio, a ja wyjęłam szkicownik. Postanowiłam narysować jego portret.
- Co robisz? - zdziwił się 
- Rysuje cię! - pokazałam mu kartkę papieru   
- Masz  talent! - pokiwał głową  z aprobatą 
 Po dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się pod śliczną małą kamieniczką w kolorze fioletu. Na parterze znajdował się sklep odzieżowy z piękną wiktoriańską witryną, a na górze dwa średnie mieszkania lub jedno piętrowe. Tak to tu... 
- Do poniedziałku! - przytulił mnie. Nie powiem poczułam się dziwnie. Nikt od dawna mnie nie przytulił. Zdziwiło mnie też to co powiedział. 
- Ale jak to? - zrobiłam zdziwioną minę 
- W tej mieścinie jest tylko jedno liceum! - uśmiechnął się- Rozumiem! - oddałam gest jednak smutno. 
Ile ja bym dała żeby tu zostać do poniedziałku...         
Wysiadłam
- Dziękuje! - krzyknęłam zamykając drzwi 
- Nie ma za co i powodzenia! - krzykną za nim odjechał 
- Przyda się - mruknęłam  przerażona 
Weszłam na klatkę i wbiegłam po schodach na pierwsze piętro. Były tam tylko jedne, potężne, czarne dębowe  drzwi z numerem pięć i nazwiskiem Black. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Gdy już miałam odejść wrota się, a w nich stanął  zabójczo przystojny chłopak z białymi włosami i kolorowymi oczami.
- An - szepnął i mocno mnie przytulił. Pościł mnie i spojrzał mi w oczy.  Za niego wyłonił się Leo, który również mocno mnie objął 
-  Przepraszam, przeprasza, że cię zostawiłem! Chciałem po ciebie wrócić!  Ale gdy się tam zjawiłem on...on cię wywiózł! - jego głos się łamał, a po moich po moich bladych policzkach spływały  łzy.
- Cii nie przepraszaj. To już nie ważne - głaskałam ich po głowach. Wypełniało mnie nie pohamowane szczęście. To uczucie nie do opisania. Odzyskałam braci. Nie zapomnieli o mnie! Kochają mnie! To jedyne czego potrzebuje!    
##################
No cóż ludziska trochę błędów graficznych, ale chyba się rozczytacie! 
Komentarze mile widziane!
Do następnego!






1 komentarz:

  1. Z przyjemnością Cię informuje, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
    Życzę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)

    OdpowiedzUsuń